Późne popołudnie, korki w centrum Gdańska. Urokliwe kamienice, sklepiki na Starym Mieście. Taksówka sunęła powoli przed siebie, Zuza wychyliła głowę przez okno, ciepły wiatr raz po raz muskał jej policzki.
- Niech panienka nie wypadnie – powiedział taksówkarz zerkając w lusterko – Piękne mamy miasto, prawda? - Prawda – odpowiedziała Zuza nie odrywając wzroku od mijanych budowli. - O…tam po lewej to Wielki Młyn, za chwilę wjedziemy w ulicę Pańską to zobaczy pani Basztę Jacek, Halę i Kościół Świętego Mikołaja. Zuza była zachwycona architekturą, jedynie w Krakowie widziała takie piękne kamienice… - Z ulicy Kaletniczej wszędzie będzie pani miała blisko – ciągnął kierowca – pod nosem Ratusz, Mariacka a tam pełno pracowni bursztynu, fontanna Neptuna, Dwór Artusa, a nad Starą Motławą bramy, baszty, muzea…Gdańsk to miasto z tradycją i przeszłością.- Zakończył z dumą. - Tak, wiem – Westerplatte i Poczta Polska, grudzień 70 rok- Stocznia- Zuza mówiła powoli nie przerywając oglądania mijanych zabytków. - Dojeżdżamy – Kaletnicza 5 – oznajmił kierowca. Taksówka zatrzymała się przed starą kamienicą. Zuza wysiadając zadarła głowę do góry, stała przed przepiękną, odrestaurowaną przedwojenną trzypiętrową kamienicą. Kierowca wyciągnął walizkę z bagażnika i postawił na chodniku obok Zuzy. - Udanych wakacji – powiedział. Zuza uregulowała należność, wzięła bagaże i otworzyła bramę prowadzącą do sieni. Chłód panujący w kamienicy spowodował, że dostała gęsiej skórki. Serce zaczęło jej mocniej bić, zawahała się wchodząc na pierwsze stopnie schodów. - Teraz już nie ma odwrotu – przekonywała siebie pokonując kolejne stopnie. Zatrzymała się przed jedynymi drzwiami na pierwszym piętrze, postawiła walizkę i sięgnęła do kieszeni spodni po kartkę z adresem. - Kaletnicza 5/1 – upewniła się. Chwilę stała patrząc w wielkie dębowe drzwi z dużą mosiężną klamką. Raptem wycofała się i usiadła na stopniu schodów prowadzących na drugie piętro. - Co powiedzieć – myślała – witaj babciu, witam panią, miło cię poznać babciu – powtarzała w myśli. - Myślisz czasem o swojej babci? – Zapytała Jolka. - Czasem…- niechętnie odpowiedziałam. W rzeczywistości jednak było inaczej, czasami, gdy mama źle się czuła i martwiłam się o nią tęskniłam za kimś bliskim, komu mogłabym się zwierzyć. Wszystkie moje koleżanki miały babcię albo dziadka, ja wiedziałam tylko o ich istnieniu. Kiedy umarł dziadek, byłam mała więc nic nie pamiętam, wtedy też moja mama widziała się po raz ostatni babcią i moim ojcem. Jolka westchnęła z zadowoleniem. - Dobry miałaś pomysł z tym opalaniem na polance – tu na pewno nikt nas nie będzie podglądał. Popatrzyłam na nią z zaciekawieniem. - A…co, ktoś cię podglądał? – Zapytałam i usiadłam na kocu wyciągając przed siebie nogi. Jola zmieszała się, nawet powiedziałabym oblała rumieńcem, ale po godzinnym opalaniu nie było to takie pewne. - Raz…tylko, w sadzie u babci, wiesz za porzeczkami, rozłożyłam się w najlepsze, słońce cudnie świeciło, nakryłam twarz bluzką i…-umilkła - Iiiii? – zaśmiałam się domyślając się dalszego ciągu. - I kiedy po pół godzinnym opalaniu przekręcałam się na plecy… zobaczyłam, że obok mnie siedzi Marcin, wiesz ten brat Piotrka z III b!!! – Parsknęła ze złością. -Ten studencik? No i co, przecież nie byłaś naga…- zaśmiałam się wyobrażając sobie całą sytuację. Wyciągnęłam balsam do opalania i popatrzyłam na Jolkę, która miała minę jakby chciała się rozpłakać. - Byłaś!!!! – Prawie krzyknęłam. Jola popatrzyła na mnie a na jej twarzy zaczął błądzić szelmowski uśmieszek. - No nie, chciałam tylko ładnie opalić plecy do tej nowej bluzki od mamy – parsknęła śmiechem a ja z nią. - Ten Marcin…nawet całkiem, całkiem – zagadałam- umówiłaś się? - Na lody w „Kropce”, w sobotę-przyłączysz się? – Zapytała. - Nie, mam inne plany – skłamałam – jeszcze godzinka i spadamy, obiecałam mamie, że pomogę jej robić mizerię do słoików. Cała spiżarnia jest już pełna przetworów a ona nie przestaje. Tym jedzeniem można wykarmić pułk wojska przez rok – narzekałam. Nie rozumiałam, że mama pracą chciała zagłuszyć niepokój, który wkradał się do jej serca. Niepokój o mnie… - Dziecko, co ci jest? – niepokoiłam się o ciebie… Zuza podniosła głowę i zobaczyła stojącą nad sobą starszą, elegancką panią. - O mnie?- Jeszcze nie rozumiała.. - Masz na imię Zuzanna i jesteś moją wnuczką, czyż nie?- Kobieta uśmiechnęła się do niej serdecznie. Zuza wstała i skinęła głową. - Czekałam na ciebie, choć moja droga, jesteś pewnie zmęczona, weź bagaż – ciągnęła babcia – nie mogę ci pomóc, bo jak widzisz jestem już niedołężna – i na dowód machnęła laską. Zuza wzięła walizkę i skierowała się za babcią. Za drzwiami czekał na nią inny świat. Świat jej rodziców, jej ojca… c.d.n. |